Blog ten jest formą strony internetowej sklepu Zielarsko-Medycznego "Mniszek", który prowadzę od kilku lat w Tarnowie. Będę go systematycznie uzupełniać informacjami dotyczącymi asortymentu sklepu, zasadami zdrowego odżywiania, wzmacniania odporności organizmu oraz jego oczyszczania. Blog jest także formą mojej odpowiedzi na liczne pytania, które otrzymują drogą mailową na adres sklepu. Często dotyczą one podobnych zagadnień. Pomyślałam, że dobrze by była taka przestrzeń, w której mogłabym te tematy poruszać. Życzę wszystkim Czytelnikom "Mniszka", by poczuli się jak w swoim ulubionym sklepiku.

sobota, 1 marca 2014

Idąc za ciosem, o ciąży było - czas na karmienie piersią


Rozmowa o mleku mamy i mleku modyfikowanym z Magdą Karpienia - mamą trójki dzieci, jedyną aktywną w Polsce Liderką międzynarodowej organizacji non – profit La Leche Leauge, światowego autorytetu w dziedzinie karmienia piersią przeprowadzona przez portal „Dzieci są ważne

 Dzieci są ważne: Jaki pokarm jest najlepszy dla niemowlęcia?

Magda Karpienia: Jak dla każdego małego ssaka najlepszym pokarmem jest mleko jego mamy. Tylko kobiece mleko jest w 100% przystosowane do potrzeb dziecka. Jest najlepiej przyswajalne i trawione bez obciążania niedojrzałego układu trawiennego dziecka, a jednocześnie zawiera wszystkie składniki potrzebne na danym etapie życia malucha. A przede wszystkim jest substancją żywą, więc zmienia się w zależności od potrzeb.

 

DsW: Czy mama może nie mieć pokarmu, może mieć go za mało albo złej jakości? Co robić jeśli jest któryś z tych problemów? Czy zawsze można wyjść z takiej sytuacji?

MK: Nie ma czegoś takiego jak pokarm “złej jakości”. Nasze piersi nie dostają certyfikatów i norm jakościowych, bo nie muszą. Natura świetnie wie, co robi, pokarm produkowany przez kobiece piersi jest zawsze najlepszej jakości dla konkretnego dziecka konkretnej mamy. Co do ilości pokarmu, istnieje prosta zasada – jeśli dziecko dostaje pierś wtedy, kiedy potrzebuje, i tak długo jak potrzebuje, pierś nie jest zamieniona na smoczek i/lub butelkę, a dziecko nie ma problemów ze ssaniem, to i braków w mleku nie będzie.

Piersi są jak fabryka, jest popyt, zatem jest podaż. Dziecko ssie = piersi produkują. Mleko tworzy się w organizmie od ok 16. tygodnia ciąży. W chwili gdy łożysko oddziela się od jamy macicy, organizm dostaje sygnał, że „ruszamy z produkcją”. Nie ma znaczenia, czy łożysko oddzieliło się w skutek porodu naturalnego, czy przez cesarskie cięcie. Mleko jest w piersiach już od dawna, a organizm matki jest nastawiony jest na produkcję. Niezmiernie rzadko zdarzające się zaburzenie hormonalne czy krwotok przy porodzie mogłyby spowodować opóźnienie w “starcie” produkcji mleka “pełną parą” po narodzinach dziecka. Ale to też nie oznacza wcale, że mama nie może karmić piersią. Produkcja trwa jeszcze długo po tym kiedy dziecko przestanie być karmione. Laktacja może wygasać nawet 2 lata, więc nie trzeba się obawiać, ze mleko z dnia na dzień się skończy.

Ostatnio w międzynarodowym gronie Liderek LLL rozmawiałyśmy o statystycznych procentach kobiet, które fizycznie nie są zdolne do karmienia piersią. Niedawno mówiło się, że tych kobiet jest na świecie mniej niż 1%. Teraz jest teoria, że może to być około 2-5%. Zdecydowana większość z nich może jednak karmić za pomocą SNS (system wspomagający karmienie. Do sutka przyczepiona jest rurka, której drugi koniec umieszczony jest w butelce z pokarmem. Dziecko ssąc pierś pobiera równocześnie mleko z piersi mamy i  butelki. To zapewnia odpowiednią stymulację piersi, niezbędną bliskość, a dziecku wystarczająca ilość pokarmu). Pewnie, zdarza się, że mama na swojej mlecznej drodze spotyka różne przeszkody. Nie zawsze jest łatwo, lekko i tak po prostu… Znam mamy, które karmią jedną piersią pomimo mastektomii. Znam mamę, która mimo że od porodu karmiła dziecko swoim odciągniętym mlekiem i ani razu nie miała go przy piersi, to po 4 miesiącach przeszła na wyłączne karmienie piersią. Znam mamy adopcyjne, które wzbudziły sobie laktację. Znam cudowną, wspaniałą historię mamy, która zapadła w śpiączkę po porodzie i…. karmiła piersią! Przystawiano jej dziecko przez kilka tygodni. I to karmienie najprawdopodobniej pomogło jej się ze śpiączki wybudzić. Wspaniałe, budujące historie, nawet jeśli czasami jest naprawdę beznadziejnie trudno. Zawsze kiedy pojawiają się jakieś schody czy wątpliwości, warto skorzystać z pomocy lub wsparcia. Można kontaktować się z wolontariuszkami La Leche League, można z Certyfikowanymi Doradcami Laktacyjnymi. Każda z tych osób ma, a przynajmniej powinna mieć, wiedzę i umiejętność, by pomóc mamie i dziecku. Tu zahaczamy o kolejny temat, wsparcia dla młodej mamy. No ale to o tym pewnie innym razem…

Wiadomo, że dobry poród to jeden z gwarantów dobrego mlecznego startu, jego przebieg ma wpływ na rozpoczęcie karmienia piersią. Mam takie przemyślenia, że te statystyczne zmiany w procentach wynikają z tego, że jesteśmy pokoleniem mało/krótko karmionym piersią. Ludzie, którzy byli karmieni piersią mają więcej receptorów oksytocynowych niż ci, którzy nie byli. Zastanawiam się więc, czy pokolenie ludzi, którzy jako dzieci nie byli karmieni piersią, nie byli wychowywani w bliskości, byli zostawiani do wypłakiwania się, czasem byli zostawiani w tygodniowych żłobkach (i te wszelkie inne kwestie, które wpływają na produkcję oksytocyny) mają większe problemy z naturalnym porodem i  karmieniem piersią? To tylko taka luźna myśl, niepoparta żadnymi badaniami. Jednak ciekawa, prawda?

 
DsW: W jakich sytuacjach powinno się dokarmiać dziecko po porodzie jeszcze w szpitalu? Czy nie uważasz, że robi się to zbyt często?

MK: Uważam.
Uważam za skandal to, co robi się w szpitalach, odbierając mamom pewność siebie i rzadko kiedy ofiarowując prawdziwe wsparcie. Nie mówię, że w ogóle wsparcia nie ma. Ale jest zdecydowanie za rzadko.

Każde zachowanie dziecka, które jest inne niż byśmy chcieli interpretuje się jako powód do dokarmiania. Dziecko płacze po trudnym porodzie lub z tysiąca innych przyczyn – mama słyszy, że to wina jej mleka. Dziecko chce być przy piersi cały czas, by zapewnić sobie bliskość mamy – znów sugestia, że to wina mleka, że dziecko się nim nie najada. Dziecko śpi – źle. Nie śpi – źle. Ma żółtaczkę – też mleko mamy winne. Na niemal każda sytuację rozwiązanie jest jedno – dać mieszankę. Czasami odnoszę wrażenie, że chodzi tylko o to, żeby dziecko trzymało się w wymyślonych przez kogoś normach i tabelkach, a nic innego się nie liczy.

W ogóle nie bierze się pod uwagę warunków, w jakich dziecko przyszło na świat, jaki był poród, czy dziecko było z mamą od razu i długo, czy je rozdzielono. Jak reaguje na sztuczną witaminę K, szczepienia czy inne zabiegi medyczne. To są tematy, których się nie rusza zwalając wszystko na to nieszczęsne mleko mamy.

Czasem dokarmiać trzeba, jasne. Są wcześniaki oddzielone od mamy i szpital, który jakby programowo nie daje kobiecie szansy choćby spróbować karmić piersią. Mimo że mleko, które ona produkuje, jest idealnie do wcześniaka dostosowane. (Co ciekawe, nasz rząd refunduje mleko modyfikowane, a laktatorów już nie, hmm…). Czasem mama po trudnym porodzie jest w takim stanie, że bez pomocy, nazwijmy to, logistycznej nie daje sobie rady, a tej pomocy nie ma. Czasem dziecko ma wadę anatomiczną, np. krótkie wędzidełko podjęzykowe, którego w szpitalu nie zauważono, maluch „leci‟ na wadze itd. Tylko dlaczego dokarmiamy od razu butelką z mlekiem modyfikowanym? Dlaczego nie odciągniętym mlekiem mamy albo mlekiem z banku mleka? Dla mnie to jest skandal. Przekonano nas, i przekonuje się cały czas, że mleko modyfikowane to najlepszy zamiennik kobiecego mleka, że jest niemal tak samo dobre. A to nie jest wcale prawda. Szpitale odsyłają mamy do domu z darmowymi próbkami mieszanek! Pomijając łamanie Kodu WHO,  to jest w moim poczuciu absolutnie niedopuszczalne!

 
DsW: Ile czasu (średnio) kobiety karmią piersią w Polsce? Jak sytuacja wygląda na świecie?

MK: To tak naprawdę trudno zbadać. Nie opłaca się nikomu przeprowadzanie takich badań na szeroką skalę. W Polsce badano mamy w jednym województwie i karmienie piersią powyżej 6 miesięcy to tylko 14%.

Analizowałam ostatnio bazę WHO i Childinfo w kontekście tego, jak długo karmi się piersią w różnych krajach, rozmawiałam tez z Liderkami LLL na świecie. Są to dane statystyczne, wiadomo, niektóre sprzed 10 lat. Dla wielu krajów europejskich brak jest danych. Generalnie mam taki wniosek, że im bardziej kraj opanowany przez cywilizację zachodnią, tym odsetek karmienia piersią jest niższy. Np. w Nepalu, Afganistanie, Bangladeszu ponad 90% dzieci jest karmionych piersią w wieku 2 lat. U nas jest to bodajże 4%. Generalnie Polska blado w tych statystykach wypada i tak patrząc na nie i porównując dochodzę do wniosku, że wpływy koncernów produkujących mleko modyfikowane są okropnie silne.

I w ogóle z tych statystyk wynika, że na całym świecie tylko ok. 39% dzieci jest wyłącznie karmiona piersią w pierwszych 6 miesiącach życia. Wiem, że statystyka ma swoje prawa, ale smutne to strasznie. Przecież karmienie piersią to najbardziej naturalna i najzdrowsza czynność!

 
DsW: Dlaczego kobiety rezygnują z naturalnego karmienia na rzecz sztucznych mieszanek?

MK: Trzeba by się tych kobiet zapytać. Z mojego doświadczenia najczęściej ze strachu i niewiedzy. Z przekonania, że z ich mlekiem coś jest nie tak. Że dziecko jest głodne, że nie umieją karmić, że piersi nie takie jak trzeba. Czasem ze zmęczenia, no bo po mieszance czasem śpi dłużej (no czasem śpi. Bo organizm wyłącza wszelkie funkcje i skupia się na trawieniu, mleko modyfikowane mocno obciąża układ trawienny małego dziecka.). I znów uogólniając – z braku odpowiedniego wsparcia. Podkopuje nam się tę wiarę w swoje możliwości już od samego początku. Te wszystkie kolorowe gazetki, pokazujące śpiące słodko w swoim łóżeczku niemowlę i szczęśliwą, wypoczęta mamę. Te porady „jak karmić‟ typu: „zrelaksuj się przed karmieniem, otocz się tym co lubisz‟ itd. A tu nagle rzeczywistość, nieprzespane noce, nieprzewidywalny noworodek, który chce być przy piersi 28 godzin na dobę, teściowa, która mówi, że mleko pewnie słabe i dziecko głodzą, położna, która ściska piersi i twierdzi, że „nie leci‟, a w tle głowy myśl, że przecież mm „jest niemal tak samo dobre jak mleko mamy‟.

Kobieta chcąca jak najlepiej dla swojego maleństwa, słuchając co wieczór płaczu, który może być tak naprawdę komunikacją zupełnie innych potrzeb albo odreagowaniem bodźców, sięga po sztuczne mleko, no bo przecież jest tak samo dobre.

Są też kobiety, które wracają do pracy po urlopie macierzyńskim i uważają, że wtedy już się nie da karmić piersią. Albo czują presję społeczną, bo to już „takie duże dziecko‟… Słowem, wiele może być powodów, tak jak wiele jest matek. I mianownik często jest wspólny – brak wsparcia.

 

DsW: Czy powody zmieniły się w ostatnich dziesięcioleciach?

MK: Trudno powiedzieć, bo nie badałam powodów do przechodzenia na mieszankę kilkadziesiąt lat temu. Nasze pokolenie było karmione z zegarkiem w ręku, bo takie był zalecenia. Zalecano także wprowadzenie soku jabłkowego i marchewkowego w drugim miesiącu życia (brrrr…). Kobietom siadała laktacja, to prawdopodobnie był najczęstszy powód.

 
DsW: Kiedy powstały mieszanki? Czy przed tym okresem każde dziecko było karmione piersią? Czym karmiono dzieci w przypadku, gdy nie były karmione naturalnie przez matkę?

MK: Mleko modyfikowane powstało jakieś 150 lat temu. Przed tym czasem dzieci były karmione piersią. Wśród ludów pasterskich, w których hoduje się dojne zwierzęta, dzieci piją wyłącznie mleko mamy. Nie ma jednak wątpliwości, że to te ludy zaczęły wykorzystywać mleko zwierzęce, np. do karmienia osieroconych noworodków.

Historia powstania mleka modyfikowanego jest niezmiernie ciekawa. Po Internecie krąży rzewna opowieść o tym, jak niemiecki chemik chcąc ratować dzieci, które nie mogły być karmione piersią, a które karmiono niepasteryzowanym mlekiem kozim i krowim, stworzył mieszankę dla dzieci. I że dzięki tej mieszance uratował życie noworodka, który odmawiał piersi. Tylko gdy przyjrzymy się tematowi uważniej, to się okazuje, że to była mieszanka mąki pszennej, grochowej i trochę mleka krowiego. To musiał być naprawdę zdrowy noworodek, że ten eksperyment wytrzymał. Oczywiście nie dziwi fakt, że nazwisko owego chemika pokrywa się z nazwą czołowego koncernu produkującego mleko modyfikowane. Pomijam już fakt, że to mleko końskie i kozie, obok szympansiego, są najbliższe składem mleku ludzkiemu.

A jak podrążyć temat jeszcze trochę, można znaleźć informację o nadwyżkach w mleczarniach i poszukiwaniach nowych rynków zbytu, tak samo jak o nadwyżkach roślin strączkowych (stąd mleko na bazie soi)

 
DsW: Czym różni się mleko mamy od mieszanek dla dzieci?

MK: Najprostsza odpowiedź to…wszystkim, przede wszystkim mleko kobiece jest substancją żywą. Często powtarzamy to zdanie, ale nie mam pewności, czy jest jasne, o co naprawdę w tym chodzi. Wyobraźmy sobie dziecko, które chodzi po podłodze czy podwórku i, jak to jest w jego naturze, bierze do buzi wszystko, co znajdzie. Kamień, patyk, koci żwirek, piasek, trawkę itd. Wskutek tego w jego buzi pojawiają się bakterie. Kiedy dziecko zostanie przystawione do piersi po wesołej zabawie te bakterie przekazuje mamie. I ona NATYCHMIAST wytwarza odpowiedź immunologiczną, czyli ochronę na te konkretne bakterie. I przekazuje je od razu w mleku, które dziecko właśnie pije. Znasz jakiś inny preparat, który tak działa? Bo ja nie. To jest tylko jeden przykład. Mleko mamy zmienia się w trakcie jednego karmienia, w zależności od pory dnia, roku i pogody za oknem. Dziecko potrzebuje protein? Proszę bardzo – w mleku jest odpowiednia ilość protein. Więcej tłuszczów? Uprzejmie proszę – już organizm mamy odpowiada na te potrzebę. Więcej witaminy B w stosunku do np. witaminy A? Nie ma problemu – mleko się dostosuje. Powiem więcej – kiedy mama karmi tandem, czyli starszaka i malucha, jej organizm (poza okresem noworodkowym) dostosowuje mleko w zależności od potrzeb dzieci. Dla jednego tak, dla innego inaczej. Organizm mamy to precyzyjna fabryka, w której wytwarzana jest najdoskonalsza substancja.
Mleko modyfikowane jest zawsze takie samo, zmienia się je tylko w miarę jak dziecko rośnie, czyli mleko początkowe, mleko następne itd. Nie jest dostosowane do indywidualnych potrzeb.

Nie chcę tu teraz mówić o zanieczyszczeniach w mleku modyfikowanym, o błędach w produkcji itd., bo kto dociekliwy to sam te informacje znajdzie. Natomiast nieprawdą jest mówienie, że mleko modyfikowane jest najdoskonalszym odpowiednikiem mleka kobiecego. Nie jest. I nigdy nie będzie.

I jeszcze jedna kwestia – ja świetnie rozumiem, że są sytuacje, kiedy wprowadza się mleko modyfikowane do diety dziecka. Sama byłam karmiona piersią 2 miesiące, całe swoje niemowlęce życie spędziłam na mieszance. Wiem o tym, że są np. dzieci adoptowane, których mamy nie mają siły wzbudzać u siebie laktacji. Są sytuacje, kiedy dziecko ma niezdiagnozowane za krótkie wędzidełko podjęzykowe (niestety z diagnostyką wędzidełka w naszym kraju jest naprawdę kiepsko) i po prostu musi być dokarmiane, mama nie ma wsparcia, by znaleźć w sobie siły do odciągania, a, jak wiemy, banki mleka to w Polsce rzadkość.

Uważam, że mleko modyfikowane powinno się traktować jak antybiotyk, czyli używać w razie wyjątkowej potrzeby, kiedy wszelkie inne metody zawiodą. A nie jako rozwiązanie wszystkich problemów, bo przecież „to takie dobre i doskonałe”.

 
DsW: Ile czasu optymalnie powinno się karmić piersią?

MK: Optymalnie? Tyle, ile dziecko chce. Dzieci naprawdę same wyrastają z karmienia piersią i naprawdę nie jest tak, że im dziecko starsze, tym trudniej będzie je odstawić. Samo się odstawi.
Człowiek to jedyny ssak, który na siłę odstawia swoje dziecko, zanim będzie na to gotowe. Wyrastanie z piersi wiąże się z wieloma kwestiami, takimi jak: dojrzewanie układu nerwowego, umiejętność samoczynnego obniżania poziomu kortyzolu (hormon stresu) w mózgu itd.

Nie trzeba dziecka odstawiać, ono z karmienia piersią wyrośnie. W krajach cywilizacji zachodniej dzieje się to najczęściej między 3 a 4 rokiem życia. Ale już np. w Mongolii karmi się piersią ośmiolatki i nikogo to specjalnie nie dziwi.
Mam też świadomość, że karmienie piersią to wspólna droga mamy i dziecka. I że może przyjść taki moment, kiedy to mama ma dość. Warto się temu bliżej przyjrzeć, ponieważ nieraz może się okazać, że to nie karmienie piersią powoduje zły stan mamy, tylko np. brak pomocy, zmęczenie, nadmiar stresu na głowie, przytłoczenie odpowiedzialnością za drugiego, małego człowieka itd.

Tak naprawdę karmienie piersią to najlepszy sposób na zaspokojenie wielu potrzeb: choćby bliskości, bezpieczeństwa, odżywienia, działania prozdrowotnego. Kiedy odstawimy dziecko, zanim samo z tego wyrośnie, będziemy musiały te potrzeby nadal zaspokajać, tylko nie będziemy miały już pod ręką najprostszego sposobu, czyli karmienia piersią. Bo odstawić od piersi jest bardzo łatwo. Tylko później okazuje się, że nasze problemy nadal pozostają nierozwiązane, a do karmienia wrócić znacznie trudniej.

 
DsW: Czy warto stopniowo rezygnować z naturalnego karmienia na rzecz gotowych mieszanek, czy może – jeżeli jest taka konieczność – zastępować mleko mamy czym innym?

MK: Nie warto. Po prostu. A jeśli mama czuje taką wyjątkową konieczność przy odpowiednio dużym dziecku, to mleko kozie ma zbliżony skład. Poza tym można robić mleka roślinne, nie wymaga to wiele pracy, niektóre mamy bardzo je sobie chwalą.

 
DsW: Co sądzisz o takim pojęciu jak „terror laktacyjny”?

MK: Czy to coś co uprawiam w trakcie tego wywiadu? [śmiech]

Z moich doświadczeń kontaktów z mamami wynika, że każdy to pojęcie rozumie inaczej. Najczęściej na terror laktacyjny narzekają mamy, którym albo nie udało się karmić, albo programowo nie chciały, albo szybko odstawiły, itd. Narzekają, że na nie naciskano, zmuszano je do karmienia, itp. Rozumiem, że to jest ich subiektywny odbiór, bo za terror laktacyjny można również przyjąć mówienie, że mleko modyfikowane nie jest idealnym zamiennikiem mleka mamy. W świecie, w którym średnio 39% dzieci jest karmionych piersią, „terror laktacyjny‟ to dość zabawne określenie. Prawdą jest jednak, że kobietę po porodzie, często zdezorientowaną, zostawia się samej sobie. Personel medyczny ma przeważnie nikłą wiedzę o karmieniu piersią, równie często przekazuje jakieś mity i stereotypy, i rzeczywiście kobieta może czuć się sterroryzowana. Chce, próbuje, nie wychodzi, bo nie ma wzorców, a pomocy żadnej lub niewiele. I znów wracamy do tematu wsparcia.

Ostatnio w ramach spotkań LLL rozmawiałam z mamami o ich doświadczeniach porodowych. Niezmiernie mnie poruszyło to, co mówiły. Każda z nich, gdyby mogła, zmieniłaby w swoim porodzie mniej lub więcej. I każda z nich po porodzie kwalifikowała się do porażki na polu karmienia piersią. Oddzielenie od dziecka, brak wsparcia ze strony personelu medycznego, pomocy niewiele, mnóstwo stereotypów i nacisków na podawanie mleka modyfikowanego. Wyłącznie samozaparcie tych kobiet, plus wsparcie bliskich, spowodowało, że karmią z sukcesem, niektóre już długie lata. W ogóle niewiele się mówi o tym, jak doświadczenie porodowe wpływa na rozpoczęcie karmienia piersią. A jest to ze sobą mocno związane.

Jest taka ogólnodostępna strona w Internecie, na której każdy lekarz, niezależnie od specjalizacji, może wypromować swój gabinet zostając „specjalistą od żywienia niemowląt‟. Czy to chirurg, czy pediatra, czy dentysta. Strona nie ma nigdzie dużymi literami napisane, że jest prowadzona przez producenta mleka modyfikowanego. A jest. I ci lekarze zostają odpowiednio przeszkoleni. I później mama słyszy, że np. po 6 miesiącach jej mleko nie ma wartości i polecamy markę XY. Z każdej gazety dla rodziców, z każdego telewizora, często w czasie najlepszej oglądalności, wlewają nam się do oczu i uszu mniej lub bardziej subtelne reklamy, które mają podkopać naszą wiarę w naturę i zapewnić, że w laboratorium wiedzą lepiej, robią lepsze cuda. Więc o jakim „terrorze laktacyjnym‟ tu mówimy?!

Mamy, które karmią piersią raczej narzekają, że czują się sterroryzowane przez wszechobecne butelki, smoczki i nacisk, że już powinny odstawić, bo to lub tamto. A dajmy im święty spokój!

W tych wszystkich sporach o prawo kobiety do NIE karmienia piersią zapominamy o najważniejszym – o dziecku. Ono jakby nie ma prawa głosu. A to jego przyszłość się waży tak naprawdę. Nie odbieram kobietom prawa wyboru. Tylko uważam, że żeby wybierać trzeba znać wszystkie za i przeciw. A producenci mleka modyfikowanego manipulują nami naprawdę po mistrzowsku!

 
DsW: Co sądzisz o działaniach marketingowych producentów mieszanek? Czy wprowadzają mamy w błąd?

MK: To już chyba wynika z tego, co mówiłam wcześniej. Jakiś czas temu spędziłam upojny wieczór czytając porady dotyczące karmienia piersią na stronach producentów mleka modyfikowanego. Toż to czysta finezja!  Pozornie nie ma się do czego przyczepić. Wspieramy, propagujemy, mleko mamy to najlepszy cud natury. Jednak jeśli poczytać dokładniej, znajdzie się liczne porady, które mają wprowadzić w błąd. Np. takie niepozorne zdanie „Matka powinna się nauczyć rozróżniać oznaki głodu i sytości dziecka, by karmić je wyłącznie wtedy, gdy jest głodne‟. A przepraszam, jak dziecko chce się napić albo przytulić to co? Nie wolno? A jak ma ochotę być przy piersi, bo się boi albo mu się nudzi, to już zabronić? Albo: „Mleko mamy zaspokaja potrzeby nawadniania dziecka przez pierwsze 6 miesięcy życia i nie trzeba go dopajać‟. No fantastycznie. Ale jak ma 6,5 czy 8 to już nie zaspokaja, tak? Czy sztandarowe „Mleko matki jest najlepsze dla dziecka przez pierwsze 6 miesięcy życia‟. Rozumiem, że po sześciu miesiącach to już po zabawie? Mleko zamienia się w wodę i trzeba sięgnąć po cud z laboratorium?

To są takie niuanse, które mają spowodować, że zwątpimy w naturę i w nasze instynkty. Musimy sobie uświadomić, że producentom mleka modyfikowanego nie zależy na tym, by wesprzeć kobiety w karmieniu piersią. Dla nich każda karmiąca z sukcesem mama to mama, na której się nie zarobi.
Do tego dokładają się popularne poradniki o wychowaniu. Hasła o tym, że ośmiotygodniowe dziecko trzeba nauczyć samodzielnie zasypiać, że półroczniak musi przesypiać noc i nie zasypiać przy piersi i tym podobne bzdurki. Nie wspomaga to karmienia piersią w żaden sposób.


 DsW: Gdzie mogą szukać pomocy mamy mające pytania dotyczące laktacji lub problemy z nią związane?

MK: Nieodpłatnie pomocy udzielają Liderki La Leche League. Oczywiście dobrym źródłem są też Certyfikowani Doradcy Laktacyjni. Tylko niezmiernie ważne jest, by upewnić się, że doradca ma certyfikat. Niestety pojawiają się osoby, które są np. po weekendowym kursie, nie mają prawa nazywać się doradcą laktacyjnym, a tego określenia używają.

DsW: Dziękuję!


Wywiad w całości pochodzi ze strony http://dziecisawazne.pl/magda-karpienia-rozmowa-o-mleku-mamy-i-mleku-modyfikowanym/




Moje 3 grosze: Ja swoje dzieci zawsze karmiłam piersią i aktualnie także karmię, pomimio powrotu do pracy za każdym razem. Ja mleko odciągam, mrożę, a mąż, babcia, ciocia i inni karmią nim jak potrzeba. Miałam nawet sytuację, że musiałam wyjechać jak moje dziecko miało miesiąc tylko jeden miesiąc, a później regularnie co 2 tygodnie  – zostawało w domu, pokarmione mleczkiem mamy, laktacja utrzymana. Trzeba tylko chcieć i postanowić, że w tej kwestii to ja decyduję. To tylko na początku jest trudno, a potem to tylko czysta przyjemność! Powodzenia!

1 komentarz:

  1. Cudowny i wartościowy wywiad . To bardzo ważne informacje .Dziękuję . Marysia

    OdpowiedzUsuń